
Zawód (nie)przyszłości? Instalacje sanitarne w kryzysie – sektor pracy inżynierskiej na krawędzi zapaści
Inżynierowie instalacji walczą z kryzysem i niskimi zarobkami
„Zarabiam mniej niż kasjer w markecie” – te słowa, wypowiedziane przez wykwalifikowanego inżyniera instalacji sanitarnych, nie są żartem ani przesadą. Branża, o której istnieniu przeciętny obywatel przypomina sobie najczęściej dopiero wtedy, gdy pęknie rura lub ogrzewanie przestaje działać, dziś przeżywa największy w historii kryzys kompetencyjny i finansowy. A jak ostrzegają eksperci – to dopiero początek.
Graniczna opłacalność pracy, czyli jak zbankrutować robiąc to, co się kocha
Wtorkowy poranek w PM Projekt nie różni się zbytnio od innych – telefony dzwonią, klienci pytają o wyceny projektów: osiedla mieszkaniowe w Poznaniu, centrum logistyczne w Lublinie, kino-multipleks w Toruniu. Problem? „Inwestorzy oferują kwoty, które nie pokrywają kosztów pojedynczego projektu, a my – jeśli chcemy utrzymać biuro – często je bierzemy. Bo albo je bierzemy, albo nas nie ma” – mówi bez ogródek Przemysław Tkaczuk.
Za niską stawkę – wysokie ryzyko
Cierpią na tym nie tylko specjaliści, ale i cały rynek nieruchomości. „Błędy w projektach, nieodpowiedni dobór pomp ciepła, brak nadzoru nad instalacjami – wszystko to wynika często z niskiego budżetu, który nie pozwala na odpowiednie dopracowanie dokumentacji” – zaznacza Kosieniak. W efekcie pojawiają się opóźnienia na budowie – nowe osiedla nie są oddawane w terminie, centra handlowe muszą przenosić otwarcia, a deweloperzy ponoszą straty.
Boom budowlany nie dla wszystkich
Choć nad Wisłą trwa ciągły boom budowlany – powstają nowe apartamenty, hotele nad Bałtykiem i kompleksy logistyczne w aglomeracjach – to inżynierowie projektujący instalacje sanitarne paradoksalnie nie mają z tego boomu korzyści. „Inwestorzy szukają oszczędności tam, gdzie nie powinni – na etapie projektowania. A to prowadzi do destrukcyjnej konkurencji cenowej. Biura bardziej walczą o przetrwanie niż o jakość” – mówi Tkaczuk.
Zniszczyć zawód? Wystarczy brak młodych
Dramatyczny odpływ kadr widoczny jest gołym okiem. Z danych PM Projekt wynika, że coraz trudniej znaleźć młodych inżynierów gotowych związać swoją przyszłość z branżą instalacyjną. „Wykładam czasem na uczelniach technicznych i widzę – chętni są, ale potem przychodzi zderzenie z rynkiem, z płacą, brakiem mentoringu, niewielką decyzyjnością. I odchodzą. Pracują jako doradcy techniczni, przedstawiciele handlowi, czasem nawet przebranżawiają się całkowicie” – mówi Kosieniak. Na papierze wygląda to jak katastrofa kompetencyjna. Brak odpowiednio przeszkolonych projektantów prowadzi do chaosu – inwestycje opóźniają się, adaptacje wymagają poprawek, a grube miliony złotych zostają „utopione” w nieprawidłowo opracowanych instalacjach.
Jak wyjść z impasu?
Eksperci nie mają złudzeń: konieczne są działania systemowe, m.in.:
- ustalenie minimalnych stawek za projektowanie instalacji sanitarnych – na wzór innych zawodów regulowanych,
- stworzenie standardów jakości projektów,
- intensywne wsparcie edukacji technicznej – stypendia, granty, programy mentoringowe.
„Nie chodzi nam o to, żeby wszyscy zarabiali kokosy. Ale nie może być tak, że odpowiedzialność za bezpieczeństwo systemów grzewczych, wodnych i kanalizacyjnych w dziesiątkach budynków w kraju spoczywa na inżynierze, który zarabia netto 4 tysiące miesięcznie” – podsumowuje Marcin Kosieniak.
Czas decydentów
PM Projekt apeluje nie tylko do branży, ale przede wszystkim do władz – zarówno centralnych, jak i samorządowych. „To ostatni moment, by włączyć się w proces naprawy. Jeśli nie wymusi tego rynek, zrobi to kryzys” – mówi Tkaczuk. Czy zawód projektanta instalacji sanitarnych przetrwa próbę rynku i czasu? Czy uda się uniknąć fali technicznych niedopatrzeń i katastrof inwestycyjnych? Odpowiedzi poznamy w ciągu najbliższych lat. Na razie – wykwalifikowani inżynierowie kończą dzień z pytaniem: 'Za ile jeszcze to pociągniemy?”
Najnowsze wydanie!
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique.
